Lisie ecie pecie, czyli Natala w necie.

Wigilia, czyli kapusta, oszukana choinka i świąteczne blogowanie

Edytuj post
Co można robić w wigilijny wieczór? Dzielić się opłatkiem, jeść uszka popijane barszczem z Hortexu, dopychać kapustą z grochem, płakać, że jest się grubą orką w ciąży spożywczej i na pocieszenie skraść ze stołu kawałek sernika, słuchać Sławomira, który obiecuje, że w Zakopanem jest mnóstwo miłości i pisać post na świeżego i pachnącego nowością bloga. Nie jestem pewna czy to tak powinno wyglądać, ale każdy ma własną wersję świąt.

Do pasterki jeszcze kilka godzin, postanowiłam więc opuścić krzesło przy stole na rzecz salonowej kanapy, talerz zamieniłam na laptopa and here I am. Tym bardziej, że z zimną rybą i kilkoma smutnymi pierogami zostały już tylko dwie osoby, rozmowy o polityce i narzekania na bolące stopy i plecy. Co się tu odwala, do cholewki? Czy coś się popsuło, czy to ja się zestarzałam i magia świąt przestała działać? Gdzie ten śmiech, oczekiwanie, podniosłość chwili, opowiadanie śmiesznych historii, oglądanie Kevina po raz czterdziesty drugi? Chyba nikt w mojej rodzinie nie ma na to sił, ani chęci. Chyba dlatego, że wszyscy pozapominali na czym święta tak naprawdę polegają, a każdy się skupia tylko na tym, że kuchenka ma za mało palników, gaz się kończy, świąteczne esemesy nie dochodzą, bo przeciążenie sieci, a w zlewie brudne talerze i szklanki skłaniają do równie brudnych myśli.

Naprawdę nie można odsunąć tego wszystkiego na bok i pomyśleć, że to wszystko jest po coś? Po to, żeby na kilka godzin przystanąć, pocelebrować rodzinne tradycje, zapomnieć o codziennych potyczkach i zamyślić się nad głębszym i najbardziej istotnym sensem Świąt Bożego Narodzenia? Przecież to czas nadziei na narodziny czegoś dobrego, przepełniającego wiarą i mającego moc zmieniania nas w lepsze wersje siebie. U mnie w domu zrezygnowano z  pustego talerza dla nieoczekiwanego gościa (przecież i tak nikt nie przyjdzie), a jak ta nadzieja pukała do drzwi, to każdy w natłoku obowiązków zapomniał otworzyć.

Ja nie zamierzam się poddać tej anty-magii, dlatego opowiadam śmieszne historie z codzienności, uśmiecham się do choinki, mimo że jest ubrana tylko z jednej strony i rozmawiam na temat rodzinnego seansu filmowego, który ma się odbyć, choć zapewne nie będzie to Kevin. Może jest to trochę na siłę, ale przynajmniej się staram.


A teraz kończę, życzę wszystkim w internetowej pajęczynie autentycznie radosnych świąt i biegnę po jeszcze jeden kawałek sernika (witajcie, kilogramy!). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WioskaSzablonów.